Szczegóły książki

2024-09-29 14:47:00



Spis treści
Wstęp
I. Polskość jako idea
II. Rola Polski w świecie
III. Wolność
IV. Solidarność
V. Złoty Wiek dla Polski
Zakończenie
Podziękowania

Wydawnictwo i dystrybucja:

Collegium Nobilium Opoliense

Fragment wstępu

W 2022 roku Polska znalazła się o krok od wojny z Rosją. Wystarczyłoby, żeby w pierwszej fazie rosyjskiej agresji na Ukrainę, wojska Putina zajęły Kijów (do którego już przecież wkraczały), a następnie pomaszerowały dalej na Lwów. Regularne naloty w pobliżu granicy z Polską stałyby się normą, tak jak i zbłąkane rakiety. Łatwe zwycięstwa oraz pierwotne niezdecydowanie części Zachodu ośmieliłyby agresora, a jeden incydent – przekroczenie granicy z Polską doprowadziłby do starcia z polskim wojskiem. Może przez przypadek, a może w ramach słynnej rosyjskiej doktryny, która zakłada „deeskalację przez eskalację”, by skłonić Zachód to akceptacji aneksji Ukrainy. Nie doszło do tego, bo Ukraińcy, wbrew przewidywaniom wywiadów czołowych państw europejskich, zmusili Rosjan do odwrotu spod swojej stolicy. Zyskali parę tygodni. To, że te tygodnie zamieniły się w miesiące, a następnie lata, wynika m.in. z tego, że ich największy sąsiad na zachodzie – Polska, najpierw przyjął olbrzymią falę uchodźczą z Ukrainy, także rodziny walczących żołnierzy, co miało znaczenie dla ich morale, a następnie przekazał w szeregu pakietów olbrzymią pomoc sprzętową, która była niezbędna w pierwszej fazie wojny obronnej. Do tego na rzeszowskim lotnisku, polski rząd zorganizował wielki hub logistyczny, przez który zaczęła trafiać na Ukrainę pomoc wojskowa z całego świata. To zaś całkowicie przekreśliło marzenia Putina o błyskawicznym zwycięstwie, przekształcając „specjalną operację wojskową”, która miała trwać trzy tygodnie, w de facto pełnoskalową, długotrwałą wojnę. Już nie o Lwów, lecz choć o Donbas i Krym. Rola więc Polski w powstrzymaniu marszu Rosji na Zachód, tak jak w czasie Bitwy Warszawskiej w 1920 roku, choć na inny sposób, była kluczowa.


Co zatem sprawiło, że Rzeczypospolita – zarówno rząd, samorząd, jak i zwykli obywatele – tak szybko, niemal instynktownie, zaangażowali się w skuteczną pomoc Ukrainie, kiedy stolice największych państw Europy, co przyznawali akredytowani w nich ukraińscy ambasadorowie błagający tamtejsze rządy o pomoc, najpierw czekali na oczywistą z ich punktu widzenia klęskę obrońców, a następnie niemrawo proponowali w ramach pomocy raczej hełmy i szpitale wojskowe, niż czołgi? Nie mówiąc już o szefie niemieckiego wywiadu(sic!), którego tak zaskoczył rosyjski atak na Ukrainę, że musiał być z niej ewakuowany. Dlaczego Polska pół roku wcześniej nie dała sobie wmówić, że napór nielegalnych imigrantów na granicy z Białorusią to zwykły kryzys uchodźczy, widząc w nim od początku operację służb specjalnych Rosji i Białorusi, której celem jest destabilizacja granicy oraz odciągniecie uwagi służb mundurowych, specjalnych oraz wojska od czegoś innego, wówczas nieznanego? Dlaczego na spotkaniach liderów ówcześnie rządzącej Zjednoczonej Prawicy, a także kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej, nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że Ukrainie należy udzielić jak najszybciej, jak największego wsparcia?

Odpowiedź na to pytanie jest tyleż złożona, co fascynująca. Kwestia „rosyjska” bowiem to dla Polski nie tylko sprawa tego czy innego Putina, ani nawet tej czy innej Rosji. To niemal metafizyka dla narodu, który na przestrzeni swoich dziejów zasmakował wolności i wielkości, ale także niewoli zaborów i próby eksterminacji w czasie okupacji. To świadomość przekleństwa swojego położenia geograficznego, będąca sumą doświadczeń licznych pokoleń, ale jednocześnie pamięć zbiorowa przywiązania do ziemi oraz tak heroicznych postaci i zwycięstw, która nie pozwala stać z boku, kiedy czyste zło raz jeszcze chce się wedrzeć do miast i wsi regionu. Europy Środkowo-Wschodniej, za którą Polska poczuwa się do odpowiedzialności

Autor:Administrator Sklepu